„Witaj stary oceanie! Trzymasz w swoich brzegach ogłuszoną łódź naszych narodzin, twoje otchłanie to nasza własna nieświadomość, zaorana ulotnymi wspomnieniami”. (Édouard Glissant)
„Osiągnięcie tej przeszłości, uchwycenie jej, tu, w szumie i zamęcie morza, w niepokoju wód, w rozlewności bezbrzeżnej i głucho roztapiającej się”. (Witold Gombrowicz)
Wielki biały statek
Po 25 latach spędzonych w Argentynie Witold Gombrowicz wraca wreszcie do domu. Zostaje zaproszony na stypendium ufundowane przez fundację Forda, aby uczcić uznanego już na świecie pisarza i przywrócić go Europie. Wypływa z Argentyny i już nigdy do niej nie powróci. Jego Dziennik z 1963 roku jest świadectwem tej podróży, formą pożegnania i otwarciem na nowe perspektywy. To zapis przemyśleń i rozterek egzystencjalnych człowieka w procesie przemiany i podróży ku oczekującej go Europie. Wydawałoby się więc, że tekst będzie świadectwem triumfu uznanego pisarza: przecież znaczną część życia walczył o uznanie. Jednak Gombrowicz, wsiadając na statek, jest przerażony. Tekst jest świadectwem zaniepokojenia i rozdarcia, rozprawy z własną tożsamością i pochodzeniem. Autor praktycznie nie rozwodzi się nad wątkami politycznymi i planami związanymi ze swoim powrotem. Snuje się po pokładzie statku, poddając analizie swą dotychczasową tożsamość. Przyrównuje ją do maski, kostiumu. „Ameryka. Cóż to jest ta Ameryka?”, pyta. I najbardziej przeraża go, że ani nie odnajduje już odpowiedzi na to pytanie, ani też nie odnajduje tej innej, „oryginalnej” tożsamości sprzed wyjazdu w 1939 roku. Z okazji wielkiego powrotu przyjdzie mu przywdziać inną maskę: wielkiego pisarza, emigranta, intelektualisty europejskiego mogącego wreszcie wrócić. Tylko: powrócić do czego? Z czym?
„Z czym wracasz? Kim teraz jesteś?… a ja mu odpowiem zakłopotanym gestem rąk pustych, wzruszeniem ramion… i może czymś w rodzaju ziewnięcia ‘ach, nie wiem, daj mi spokój!’ Kołysanie, wiatr, szum, ogromne piętrzenie się i rozbełtanie zlewające się u horyzontu z niebem nieruchomym, które nieruchomością uwieczniało płynność, a w dali majaczący się z lewej strony brzeg amerykański, jak wstęp do wspomnienia… czyż nie zdobędę się na inną odpowiedz? Argentyna! Argentyna! Jaka Argentyna? A ja… co to jest teraz, to ja?”, pyta. Co się dzieje z Gombrowiczem? Wydaje się, że chodzi tu o coś więcej niż o rozterki zagubionego w obcym kraju emigranta, który powraca do upragnionego, „oryginalnego” punktu wyjścia. Aby zrozumieć to zagubienie, trzeba by udać się w podróż przez Atlantyk. Zagubić się i odnaleźć za Gombrowiczem w rzeczywistości świata postkolonialnego, w którym pytanie o tożsamość jest jednym z najbardziej niepewnych i zarazem najbardziej kluczowych. Jednocześnie, kiedy czytamy świadectwa Witolda Gombrowicza, Juliana Tuwima, Sławomira Mrożka i wielu innych emigrantów, których los rzucił za ocean, odnajdujemy ze zdziwieniem podobne pytania i podobne rozterki, które zdecydowanie odklejają się od romantycznego dyskursu tęsknoty. Ziemia przodków wydaje się coraz bardziej odrealniona, daleka i dwuwymiarowa. Pozostaje wciąż figurą tęsknoty, ale jakże wtórną. Pojawia się frustracja, niepewność, zagubienie tożsamości, ale też rozgardiasz, upojenie, intensywność przeżyć.
Tożsamość wody
Czy możliwe jest całkowite przetłumaczenie się na inną kulturę? Czy można naprawdę zrozumieć Innego? Czy mogę zostać tubylcem z wyboru, czy też zawsze pozostaję w stanie zawieszenia, w połowie drogi – ani „w sobie”, ani „w innych”? I wreszcie: co to znaczy być częścią kultury?
Martynikański pisarz, dramaturg i filozof Édouard Glissant był jednym z wielu myślicieli, których można określić mianem „atlantyckich”: usiłują oni scharakteryzować wspólne dla tego terytorium doświadczenie nie-osadzenia i trans-formującej się tożsamości diaspor i narracji postkolonialnego, atlantyckiego świata. Glissant nie zgadza się z poetyką i kategoriami estetycznymi narzuconymi przez zachodnie myślenie, postulując „(prze)imaginowanie” świata i kategorii takich, jak „terytorium”, „przynależność” i „tożsamość”. Optuje za nowego rodzaju poetycznością opartą na diasporycznym doświadczaniu świata w ciągłym ruchu i przeobrażeniu. Atlantyk jest terytorium naznaczonym gęstą siatką symboli i artefaktów przeszłości. Pierwszym i najważniejszym z nich jest niezaleczona blizna zniewolenia. Ale pamięć kolonialności spotyka wiele innych narracji opartych na doświadczeniu ciągłego przemieszczenia. Jednym z najważniejszych punktów jego szerokiej, poetyckiej propozycji „re-imaginacji” rzeczywistości jest oparcie koncepcji tożsamości na „poetyce Relacji”. Dla Glissanta tożsamość oparta na doświadczeniu dogłębnego zakorzenienia jest i zawsze była iluzją. Zapożyczając z terminologii Gillesa Deleuze’a koncepcję kłącza, proponuje identyfikację i zdefiniowanie fenomenów kulturowych z perspektywy diasporycznych przemieszczeń. Utrata korzeni spotyka się w tym atlantyckim doświadczeniu z fenomenem, który Glissant nazywa „kontynuacją w dyskontynuacji”, a inny afroatlantycki myśliciel, Paul Gilroy, „zmieniającą się ciągłością”. Obaj szukają modelu tożsamości poza esencjonalnością, ale w taki sposób, żeby nie popaść w relatywizm. Z tego punktu widzenia tożsamość jest relacyjna, podzielona, ale też zawsze żywa i otwarta na doświadczenie spotkania.
Glissant w swojej Poetyce Relacji pisze o dwóch rodzajach nomadyzmu: przywołuje postaci „nomada naznaczonego punktem docelowym” (narracje zdobycia i dominacji) oraz „nomada krążącego” (charakteryzującego się przemieszczeniem jako podstawą tożsamości). Czy możliwe jest porównanie doświadczeń Gombrowicza i Glissanta? Wydaje się, że Gombrowicz na swoim powrotnym transatlantyku nie podróżuje “od-do”. Jego dziennik ukazuje go w zawieszeniu,jest tekstowym świadectwem podróży i przemieszczenia: pisarz pozostaje na pokładzie statku jako figura nomadycznej tożsamości, która uniemożliwia mu powrót do „domu”. Autor Ferdydurke porównuje morze z własną tożsamością: rozpuszcza się ono jak krople wody i stanowi o relacji jego ciała z morzem („… i czyż, naprawdę, miałbym być tylko bełkotem chaosu, jak te fale?”). Głównym kontekstem tej ontologicznej rozprawy egzystencjalnej jest symbolika i doświadczanie morskości.Woda i podróże przez wodę opisują bowiem model sytuacji egzystencjalnej. Nomada, krążąc, powraca do określonych sytuacji i spotkań. Uczy się „poetyki spotkania”. Spróbować wpasować się w języki Innego, nauczyć się nowego ciała, oduczyć się starego, surfować wśród zawirowań, znikać pośród innych ciał – to strategie nomadycznej autoidentyfikacji. Centralnym punktem tak rozumianej praktyki egzystencjalnej jest odkrycie płynnej tożsamości na poziomie komunikacji cielesnej: to na poziomie cielesności zachodzą procesy wykorzenienia i akulturacji.
Nie tylko Atlantyk, ale kultura współczesna w ogóle ma charakter kłącza: nie jest statyczna, zawsze znajduje się pośrodku, negocjując różne koncepcje płci, rasy, symbolicznej normatywności. Zakorzenienie jest dla Glissanta iluzją, zamrożeniem w określonym doświadczeniu na określonym terytorium. W tym sensie kondycję współczesnego człowieka można scharakteryzować jako ciągłą wędrówkę bez początku i końca. Wyłania się ona ze spotkań, translokacji i procesów migracyjnych. Jej główną postacią jest nomada, którego tożsamość określa ruch krążenia i powracania.
Nomadyczne przemieszczenie ma dla Glissanta swoją tożsamość. Wyraża się w praktykach podróżniczych, trans-lokacjach i powrotach do stałych punktów podróży. Obrazy i wspomnienia nomadów pojawiają się jako impulsy do poszukiwania modeli niespokojnego ciała – ciała płynnego, uważnego i otwartego na nieustanną transformację, definiowanego przez rytm oceanicznych przypływów i odpływów. Istnieją rozległe dyskursy literackie artystów na temat podróży jako sytuacji egzystencjalnej, jako praktyki bez celu, jako utraty i, jednocześnie, jako szansy na odnalezienie nowych zakotwiczeń.
Emigrant – a kto to?
Czy autorzy tacy jak Gombrowicz, Miłosz lub Tuwim (w Kwiatach polskich) są tylko emigrantami? Kto to jest ów „emigrant”? Gombrowicz w swoim Dzienniku pyta rozpaczliwie: „Co to jest to ja?” Czy można jeszcze określić cały złożony świat relacji artysty żyjącego i doświadczającego rzeczywistości postkolonialnej Ameryki i Atlantyku tylko i wyłącznie przez życie „wobec”, w ciągłej gotowości powrotu? Jak pokazuje Paul Gilroy, po pewnym czasie tęsknota powrotu za terytorium przenosi się w porządek mityczny i ustanawia diasporę.
Od pewnego momentu każde przemieszczenie to już nie emigracja – to życie w ruchu między kulturami, normami i punktami widzenia. To perspektywa kameleona, niebinarnego, bytu bez twarzy, wiecznego klauna, który śmieje się z tego, co jest zatrzymane i przekształca, niszcząc granice i wszystkie symbole, które są już z góry określone w jego ciele. Podróż jest sytuacją najbardziej być może egzystencjalną: tożsamość jest podróżą. Czytając wspomnienia uchodźców, biografie podróżników szukających szansy na nowe życie lub uciekających przed demonami przodków, podążając śladami wielu innych mieszanych biografii, które – wychodząc z innych kontekstów spotykają się z doświadczeniami diaspor latynoamerykańskich – dotykamy pytań o zachwiane i przemieszczone tożsamości współczesnego człowieka, które coraz bardziej charakteryzują ogólną kondycję ludzkości.
Bibliografia:
Paul Gilroy,. Czarny Atlantyk jako kontrkultura nowoczesności, przeł. Katarzyna Przyłuska, „Konteksty”, 1-2 (296-297), 2012.
Édouard Glissant, Poética da Relação, przeł. Marcela Vieira, Eduardo Jorge de Oliveira, Bazar do tempo, Rio de Janeiro 2021.
Witold Gombrowicz, Dzienniki 1961-1963, Wydawnictwo Literackie, Warszawa 1983.